Ja jestem Nadzieja!

Jeżeli jestem szarą pokorą wobec Ciebie, Panie,
to w prośbie mej staję przed Tobą – jako płomienne żądanie.
Jeśli szepcę cicho, to prośbę tę wygłaszam głosem nieugiętej woli.
Wzrokiem nakazu strzelam ponad chmury.

Wyprostowany żądam, bo już nie dla siebie.
Daj dzieciom dobrą dolę, daj wysiłkom ich pomoc, ich trudom błogosławieństwo.

Nie najłatwiejszą prowadź ich drogą, ale Najpiękniejszą.
(Janusz Korczak)

 

To właśnie emocje lekturowe książkę do istnienia powołują. Te dziecięce czy młodzieńcze ręce, podobnie jak ręce nas, dorosłych, jak nasze oczy, nasze przeżycia i doznania – tworzą książkę, a jednocześnie książka tworzy czytelnika, wywołuje wewnętrzny, twórczy ferment, budzi ducha, ożywia i kształtuje człowieczeństwo – i nas dorosłych, i nas dzieci. Bo stojąc książka umiera. Nie tylko książka, cała sztuka umiera. Osuwa się w niebyt, staje się zbędnym rupieciem, dla którego miejsce jest za szklaną szybą nicości. […] Dlatego wszystkie te nowe formy książki i pracy z książką, wszystkie te próby pożenienia książki z komputerem, wypracowania jej formy konwergencyjnej, stworzenia książki animowanej, czytanej na ekranie telefonu komórkowego, notebooka albo komputera, wyposażonej w najróżniejsze interfejsy, pozwalające usytuować ulubione strony w zasięgu ręki – wszystko to, co łączy sztukę ze zwariowanym światem dziecka, z jego emocjami i poczuciem nowoczesności, jest godne najbardziej zdecydowanego poparcia. Książka sobie poradzi, jak radziła sobie przez całą wieczność ludzkiej kultury. Może szeleszczący papier zostanie zastąpiony przez ekran i-poda, może zamiast liter pojawią się głosy lektorów, może będzie narzucała zachowania interaktywne...? To nie ma znaczenia. Ważne, by słowo, które było na początku człowieczeństwa, trwało i rozwijało naszą duchowość. Tylko książce nie przeszkadzajmy. Spalmy wszystko, co nudne, wyrzućmy wszystko, co „wychowawcze”, zostawmy same złote litery. Tylko taka książka jest coś warta, która „śmieszy, tumani, przestrasza”, która olśniewa i zachwyca, pozwala rozumieć siebie i świat, tylko taka, o której dziecko czy nastolatek myśli, że chwile, gdy jej nie ogląda lub nie czyta, gdy nie ma jej w pospiesznych, chciwych rękach, są stracone[1].    

– Kim jesteś? Ciężkie powieki z trudem odsłoniły zmęczone oczy, a blade wargi wyszeptały: – Ja...? Nazywają mnie Smutkiem. Ja... jestem smutny. – Smutny jesteś… A co cię tak bardzo zasmuciło? – Ach... wiesz... Najgorsze jest to, że nikt mnie nie lubi. Jestem stworzony po to, by spotykać się z ludźmi i towarzyszyć im przez pewien czas. Ale gdy tylko do nich przyjdę, oni wzdrygają się. Boją się mnie jak morowej zarazy. Wiesz, ludzie wynaleźli tyle sposobów, żeby mnie odpędzić. Mówią: Tralalala, życie jest wesołe, trzeba się śmiać, a ich fałszywy śmiech jest przyczyną duszności. Mówią: Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni. I dostają zawału. Mówią: Trzeba się rozerwać. I rozrywają to, co nigdy nie powinno być rozerwane. Mówią: Tylko słabi płaczą. I zalewają się potokami łez, albo odurzają się czymś… A przecież ja tylko chcę pomóc każdemu człowiekowi. Wtedy, gdy jestem przy nim, może spotkać się sam ze sobą. Ja jedynie pomagam zbudować gniazdko, w którym może leczyć swoje rany. Smutny człowiek jest tak bardzo wrażliwy. Niejedno jego cierpienie podobne jest do źle zagojonej rany, która co pewien czas się otwiera. A jak to boli! Przecież wiesz, że dopiero wtedy, gdy człowiek pogodzi się ze smutkiem i wypłacze wszystkie wstrzymywane łzy, może naprawdę wyleczyć swoje rany. Ale ludzie nie chcą, żebym im pomagał. Wolą zasłaniać swoje blizny fałszywym uśmiechem, albo zakładać gruby pancerz zgorzknienia. Smutek zamilkł. Po jego smutnej twarzy popłynęły łzy: najpierw pojedyncze, potem zaczęło ich przybywać, aż wreszcie zaniósł się nieutulonym płaczem. – Płacz, płacz, Smutku. Musisz teraz odpocząć, żeby potem znowu nabrać sił, ale nie powinieneś już dalej wędrować sam. Będę ci zawsze towarzyszyć, a w moim towarzystwie zniechęcenie już nigdy cię nie pokona. Smutek nagle przestał płakać. Wyprostował się i ze zdumieniem spojrzał na swoją nową towarzyszkę. – Ale... ale kim ty właściwie jesteś? – Ja? – JA JESTEM NADZIEJA!

Postaraj się wyobrazić sobie Boga, który daje wskazówki swym aniołom zapisującym wszystko w swych olbrzymich księgach. Na starych obrazkach można zobaczyć portrety małych dziewczynek: piękne kolorowe sukienki z aksamitu, wstążki i kokardy we włosach, kapelusze z piórami, naszyjniki, bransoletki i broszki. Można zobaczyć takie krajobrazy dziecięce, które olbrzymi przemierzają siedmiomilowymi krokami i gdzie karzełki tulą się pod korzeniami drzew. Krajobrazy, gdzie rzeka gawędzi z polem, które zrasza, gdzie uchylają się niebiosa, aby przepuścić rój lecących wróżek, gdzie siedem kropek ma biedronka i na nosie piegi trzy. Jabłka z jabłonek, skrzydła biedronek, każdy zielony liść. I jeszcze te zboża, znad Wisły i Odry… i słońce, co mówi nam: Dzień dobry! Dzień dobry! Dzień dobry! Słońce nad głową, różę różową, malwy wysoki kwiat. Srebro wieczoru, tysiąc kolorów, jasny wesoły Świat. Może mu podarujemy czarnych jagód pełną garść.

Uwiodła mnie książka Bronisławy Dymary i Ewy Ogrodzkiej-Mazur Dziecko w świecie literatury i życiu współczesnym, która ukazała się nakładem Oficyny Wydawniczej „Impuls” (Kraków 2013), w znakomitej serii Nauczyciele – Nauczycielom, która sama w sobie stanowi wartość. Jest to podsumowanie serii, ale również przegląd poglądów, koncepcji i teorii wychowania, a także praktyk edukacyjnych – z XIX i XX wieku. Znajdują się tutaj prezentacje wielu wartościowych książek, głównie o dziecku, jego rozwoju, potrzebach, marzeniach, możliwościach, zainteresowaniach, aspiracjach, dynamice życia. W wybranych książkach opisano rozmaite przestrzenie międzyludzkie, głównie w szkole (i przedszkolu), która może sprzyjać doświadczaniu świata przez dziecko, zauważać jego różnorodne aspekty, dostarczać radości poznawczych, emocjonalnych i duchowych lub odwrotnie – stanowić przeszkodę dla naturalnego bycia dziecka w świecie ludzi, przedmiotów, przyrody i różnego rodzaju zdarzeń. Unikano książek, które osłabiałyby siłę nauczycielskiej i dziecięcej wyobraźni oraz mocy ducha. Zatem zarówno w książkach autorskich, jak i współautorskich i zbiorowych podkreślano rolę współdziałania, dialogu, radości i swobody współbycia, otwarcia się na Drugiego Człowieka. Ukazano bogactwo relacji oraz drogi prowadzące do tworzenia się międzyludzkich więzi i edukacyjnej wspólnoty. Starano się też podkreślić, że współczesna szkoła powinna być szkołą tworzenia KULTURY opartej na wzajemnym szacunku dzieci i dorosłych, ogólnej twórczej atmosferze, przenikniętej życzliwością, wynikającą z agatologii, a więc DOBRA będącego podstawą rozwoju innych wartości. W serii Nauczyciele – Nauczycielom wprowadzono dziecko i to wielokrotnie w świat literatury pięknej. NADZIEJA bowiem jest wpisana w całą tę serię podkreślającą znaczenie dialogu nie tylko rzeczowego, lecz przede wszystkim personalnego. Książka stanowi doskonałą propozycję teoretycznej refleksji o dziecięcości, pozwala dotknąć słów, które są adresowane do kolejnych pokoleń pedagogów. Dobro, piękno, tolerancja, szczerość, życzliwość, wolność i konieczność, autonomia, współbycie, współdziałanie na kolejny Nowy Rok Szkolny z Dzieckiem w świecie...dziecko-okl

Dziecko, które masz w sobie, i dziecko, które stoi przed tobą, niechaj dzięki tobie podadzą sobie ręce[2]. Każda książka serii rozpoczyna się zwrotem: Dziecko w świecie... Odnosi się do obszaru sztuki, marzeń, przyrody, tradycji, zabawy, rodziny, muzyki i tak dalej. Cały ten obszar, sens pedagogiczny określa się Myśleniem według wartości. Czas i przestrzeń traktowane są tu jako ważne kategorie pedagogiczne.

Z blasku, zachwytu, z pasji polonistycznych i pedagogicznych, NADZIEJA.

 

_________________________
Anna Sitarek
Nauczyciel-bibliotekarz
w Jeleniej Górze



[1] G. Leszczyński, Książki pierwsze, książki ostatnie?, Warszawa 2012, s. 170-172.

[2] B. Dymara (red.), Sztuka bycia człowiekiem, Kraków 2011, s. 286.